Zatańczyć prawdziwie
Zastanawia mnie co się stało z tańcem, językiem duszy kiedyś służący do komunikowania się ze Wszechświatem, z Bogiem, z drugim, ze sobą? Gdzie prawdziwość ciała, odbioru i przekazu, szczerość ekspresji wypływająca ze środka, chwytająca dźwięk, emocję, uczucie, impuls z przestrzeni.
Widzę ludzi tańczących dla wyimaginowanego Ja, głodnych oklasków i aprobaty z zewnątrz, tańczących dla publiki, która śmie ocenić taniec. Ale w przestrzeni fałszu ocena jest jedynym werdyktem. Tylko że ludzie potrafią wyczuwać autentyczność, nawet Ci najbardziej ubrani w płaszczach iluzji. Co by się stało z człowiekiem, który by zatańczył prawdziwie? Nie konkretnym stylem, krokiem, formą, ale zatańczył tak jak jego dusza gra. Tyle w nas uśpionej spontaniczności. Energia życia nie zna schematów, jest w ciągłym ruchu, niezależna od kształtu i pojęć, wędruje w nieznane tworząc zawsze nowe. Ale człowiek, który się boi... więzi ją w klatce, nadając jej stałą formę i nazwę. A później dąży do perfekcji i zostaje więżnem własnych ograniczeń. Ale wolność jest nieprzywiązywaniem się do formy. Więc jak możemy zatańczyć to co jest nowe? A taniec jest zawsze nowy, nawet kiedy tańczymy do tej samej melodii, jest to już inna piosenka...